-
POV
Carrie –
Minął miesiąc. Tak jak ustaliliśmy. między mną i Ross’em
było… normalnie? To chyba nie jest najlepsze określenie. W ogóle przestaliśmy
się do siebie odzywać. Z początku mi to nie przeszkadzało, jednak ostatnio dużo
rzeczy się zmieniło. Zaczynając od tego, że jestem po swojej pierwszej wypłacie
i kończąc na tym, że z nieznanych powodów byłam cholernie zazdrosna o Katie,
która jest z Ross’em.
Mell i Lena miały mnie powoli dosyć, bo bez przerwy zdawałam
im relacje, co Ross i Kat robią w danej chwili. W pracy układało się świetnie.
Zaprzyjaźniłam się z Cameron’em. Pewnego dnia poznałam całą rodzinę Lynch’ów,
którzy przyszli do Starbucks’a. Bardzo polubiłam Rydel. Świetnie się
rozumiałyśmy, chodziłyśmy razem na zakupy. Dziewczyna bardzo przeżywa fakt, że
jej młodszy brat się tak zmienił. Jak się dowiedziałam, to wszystko przez jego
byłą dziewczynę- Jennifer, która go zdradziła. Musiał ją bardzo kochać…
Z rozmyślań wyrwała mnie mama „Carrie, Cameron już po ciebie
przyjechał.” Chłopak przyjeżdżał po mnie w weekendy i razem jeździliśmy do
pracy. Po chwili siedziałam już w jego samochodzie. Brunet się czymś bardzo
denerwował, jednak nie pytałam go, o co chodzi. W pracy jego zachowanie zaczęło
mnie już irytować. Podczas przerwy poszłam z nim na krótki spacer. „Cameron, co
się dzieje?” Chłopak stanął w miejscu i spojrzał mi w oczy. „No dobrze… Już
wczoraj chciałem z tobą o tym porozmawiać, ale… uh… Z reguły nie mam problemu z
zapraszaniem dziewczyn na randki, ale przy tobie się krępuję i no…” Zaśmiałam
się. „Jestem pierwszą, którą zaprosiłeś, prawda?” Cam pokiwał głową.
Uśmiechnęłam się szeroko. „Też nigdy nie byłam na randce. Chętnie zobaczę jak
to jest. Zwłaszcza z tak fajnym chłopakiem jak ty.” Cam odwzajemnił uśmiech.
„Nie pożałujesz, będzie fajnie.” Złapał mnie w biodrach i okręcił w powietrzu.
Umówiliśmy się na poniedziałek, ponieważ tego dnia mamy
wyjątkowo wolne. Razem z Delly wybrałam się na zakupy i kupiłyśmy rzeczy, które
idealnie nadadzą się na randkę w parku. Miało być idealnie, jednak sprawy nieco
się skomplikowały.
W poniedziałek jechałam z Leną do szkoły. Pierwsza lekcja.
Chemia. Ross i Kat przez całą lekcję skupiali się tylko na sobie. Ten związek
nie wyglądał poważnie. Ludzie, którzy są ze sobą z miłości nie zachowują się
tak jak ta dwójka! Mell twierdziła, że przesadzam i moja zazdrość mnie niszczy.
Coś w tym może jest…
Minęła właśnie długa przerwa. Zadzwonił dzwonek, ale nie
spieszyło mi się na lekcje. Korytarz praktycznie opustoszał. Nagle ktoś
zaciągnął mnie do schowka na miotły. Było tam ciemno i ciasno. Czułam przy
sobie czyjeś ciało. „Nie wiem jak ty, ale ja już mam dosyć udawania, że się nie
znamy i wszystko jest okej.” Ross zapalił światło. Spojrzałam na niego. „Serio?
A mi jest tak dobrze. Poza tym i tak jesteś z Katie w bardzo szczęśliwym
związku.” Blondyn przewrócił oczami. „Dobrze, ale chcę ciebie.” Chłopak
pochylił się trochę nade mną. Położyłam dłoń na jego torsie i go odepchnęłam.
„Ross, jest dobrze, tak jak jest teraz.” Chłopak położył rękę na ścianie, o którą się opierałam. „Pozwól mi
się chociaż z tobą widywać… tak jak robią przyjaciele.” „Ross wypuść mnie
stąd.” Odwróciłam się delikatnie w stronę drzwi. Nagle blondyn oparł drugą rękę
o ścianę i odciął mi tym samym wyjście. „Naprawdę nie widzisz, jak się staram?”
Spojrzałam na niego zirytowana. „Już za późno. Mam chłopaka i jesteśmy razem
szczęśliwi.” Skłamałam. „Tego gościa, z którym pracujesz? On nie ma ci nic do
zaoferowania.” Spuściłam wzrok. Chłopak położył dłoń na moim policzku i
delikatnie uniósł moją twarz. „Nawet nie dałaś mi szansy.” Ross przysunął swoje
usta do moich. „Nie moja wina, że nie mogę o tobie zapomnieć.” Wyszeptał.
Zaczęliśmy się całować. Miałam motylki w brzuchu. W głębi duszy, od dawno oczekiwałam,
że to zrobi. Nagle ktoś otworzył drzwi. To był dyrektor.
Chwilę potem siedzieliśmy w jego gabinecie. „Lynch, czy
nadejdzie kiedyś dzień, w którym na zawsze skończysz wizyty w tym pokoju?” Ross
uśmiechnął się zadziornie. „ Za to ty Benson mnie zaskoczyłaś. Ostatni raz
byłaś tu rok temu.” Blondyn spojrzał na mnie ze zdziwieniem. „Jaka
buntowniczka.” Wyszeptał. Pan Grey wstał. „Teoretycznie mógłbym przymknąć na to
oko, ale z tego co wiem, chodzisz z moją z córką.” Spojrzał na chłopaka.
Zrobiłam to samo. Ross przerzucił oczami. „Kocham Katie i nikogo więcej. To ona
mnie pierwsza pocałowała.” Chłopak wskazał na mnie palcem. „Benson, czy to
prawda?” To zabolało. Ross właśnie pokazał jak bardzo mu na mnie zależy. Nie
chciałam jednak rozwijać afery. „Tak. To prawda.”
całowali się *.*
OdpowiedzUsuńświetny rozdział!
OdpowiedzUsuńpisz jak chcesz bo wychodzi ci cuuudnie *__*
OdpowiedzUsuńsama zdecyduj z kim ma być bęcie wieksze zniecierpliwienie :)
*będzie
UsuńCarossMoment !!! Oni muszą być razem uapxbakxcagvslahck
OdpowiedzUsuńŚwietne, z resztą jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńświetne!
OdpowiedzUsuńTak jak obiecalam dodaje komentarz ;)
OdpowiedzUsuńswietny blog.pisz dalej! Czekam niecierpliwie ;P
Super rozdział ;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział,czekam na next;-)<3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział i blog :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie, jestem ciekawa czy Carrie będzie z Cameron’em czy raczej z Ross'em i ciekawe jak przebędzie wizyta u dyrektora ;)
Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Życzę weny :)
Jaki dupek! (xD)
OdpowiedzUsuńJessssuuuu :o Jak możesz ?!
OdpowiedzUsuńprfct
OdpowiedzUsuńKOCHAM <3
OdpowiedzUsuńMasz ogromny talent. Zazdroszczę ci <;
OdpowiedzUsuńUuu szalona :D Super rozdział i w ogóle blog :D Czytałam tamte rozdziały i naprawdę świetnie piszesz :) Nie można się nudzić ! <3
OdpowiedzUsuńświetne
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuń