31.01.2015

21. "Easy for a good girl to go bad and once we gone best believe we've gone forever..."


- POV Carrie -

Obudziła mnie Rydel. Usiadłam na kanapie i spojrzałam na zegarek. Była 7.13. Nawet nie wiem kiedy wczoraj usnęłam. Rozejrzałam się na boki, dziewczyna siedziała obok z telefonem pisząc z kimś. Uśmiechała się.
- Co to za chłopak? - Zaśmiałam się.
Ta spojrzała na mnie.
- Czemu zakładasz, że chłopak?
- No nie wiem, to jakoś tak... widać?
Uśmiechnęła się.
- Wszystko w swoim czasie, Carrie.
- Nie, chcę wiedzieć teraz.
Zaśmiała się.
- No dobrze, jest taki jeden... Znam go dość długo, ale dopiero niedawno zaczęło iskrzyć. Ciężko to opisać... On jest naprawdę bardzo ważny dla mnie.
- A jaki jest? - Uśmiechnęłam się.
Rydel spuściła wzrok
- W sumie to go znasz... Ciągle żartuje, jest cholernie słodki i zawsze wie jak mnie pocieszyć, dużo gadamy i ogółem...
- Czekaj, czekaj! - Przerwałam jej. - Tylko nie mów, że to...
Blondynka się tajemniczo uśmiechnęła.
- O MÓJ BOŻE! - Ewidentnie fangirlowałam. - RYDELLINGTON IS REAL!
Chwilę jeszcze entuzjazmowałam się wiadomością od Dells.
- Jak długo to trwa?
- Już prawie cztery miesiące.
- I nic mi nie powiedziałaś?! - Zaśmiałam się. - Jejku, tak się cieszę, ale czemu to ukrywacie?
- Chodzi o to, że trochę boję się reakcji rodziny, lubią Ratliffa, ale nie wiem, może będą uważać, że ten związek nie służy...
- Rydel, przestań. Rocky, Ryry i twoja mama zawsze uważali, że pasujecie. Riker będzie się martwił, bo to obowiązek starszego brata, - zaśmiałam się - a  tata to tata. Nie masz się czego bać, w końcu wszyscy się przyzwyczają. Uwierz mi.
Dziewczyna chwilę myślała nad moimi słowami.
- Wiesz co? Masz rację! Powiem im, przecież to normalne... Zrobię to dzisiaj. Pójdziesz ze mną?
Pokiwałam głową na boki.
- Ross... I szkoła...
Ta tylko westchnęła. Chwilę siedziałyśmy w ciszy.
- Delly, potrzebuję małej pomocy.
- O co chodzi?
- Jak pojedziesz do siebie, to mogłabyś wyciągnąć od Rossa numer do Nasha? To bardzo ważne.
- Postaram się, ale po co? I kim jest Nash?
- To taki jakby mój znajomy, ciężko określić... Ale nie wiem, czy Ross tak po prostu ci ten numer poda, musiałabyś to jakoś sprytnie obmyślić. Bardzo potrzebuje się z nim spotkać.
- No dobrze... Zrobię wszystko co w mojej mocy. - W jej głosie było słychać niepewność.
- Dziękuję.

Później zjadłyśmy śniadanie i Rydel ustaliła z Ratliffem szczegóły spotkania w domu Lynchów. Ja się w między czasie ubrałam i umyłam. Nadal czułam się cholernie słaba psychicznie, ale miałam plan, który muszę szybko zrealizować. Nie byłam pewna, czy dobrze robię, ale tym razem postawiłam na ryzyko. Nie wiedziałam też, co dokładnie będę robić, ale liczę, że Nash mi pomoże. Igrałam z ogniem, ale wiedziałam, że Ross nie może pozostać bez kary, a jedyna osoba, która mogłaby mu pokazać, to właśnie Nash. Może nasze ostatnie spotkanie zaliczało się do tych nieprzyjemnych, ale mam nadzieję, że choć raz spojrzy on racjonalnie na tą sytuację i ewentualnie pomoże mi w niezbyt racjonalny sposób. A teraz wszystko zależy od Rydel.

Rydel opuściła mój dom po ósmej. Ogarnęłam szybko salon i poszłam po swoją torbę na górę. Mimo tego, że nie czułam się zbyt dobrze, musiałam iść do szkoły. Poza tym skupiłabym się na czymś innym, a nie tylko na Rossie i czas też by mi szybciej zleciał. Mam nadzieję, że Rydel uda się na spotkaniu rodzinnym i że załatwi mi też ten numer, ewentualnie będę musiała pójść nad staw, ale to się wiąże z pewnym ryzykiem.

***

Po lekcjach siedziałam jeszcze chwilę na dziedzińcu i gadałam z Mell. Lena musiała pójść do lekarza. Rossa nie było dzisiaj w szkole. Znowu. Wtedy zadzwonił mój telefon. Rydel.
- Przepraszam, ale muszę odebrać. Jutro pogadamy, okay?
- Jasne. Pa!
- Pa!
Wróciłam do auta i oddzwoniłam do Dells. 
- Hejka! 
- Hej! - Odpowiedziała.
- I jak poszło? Ty i Ellington jesteście już oficjalnie razem? - Zaśmiałam się.
- Tak, wyobraź sobie, że nawet Riker się cieszył.
- Jejku, to cudownie. A jak z Rossem?
- Nie było go w domu.
- Cholera...
- Ale... Próbowałam do niego dzwonić i zgadnij co się okazało.
- Rydel po prostu powiedz.
- Zostawił telefon w domu. Mam ten numer!
Odetchnęłam. Dzięki Bogu nie muszę iść nad staw i desperacko czekać w nadziei, że spotkam Nasha.
- Dobra wyślij mi go, ja wracam do domu i będę czekać na wujka, bo wieczorem będą.
- Okay. To do jutra?
- Jasne.
Rozłączyłam się. Po chwili Rydel wysłała mi numer. Zapisałam go i chwilę wahałam się zanim go wybrałam. Odetchnęłam i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach odebrał.
- Halo?
- Nash?
- Tak, kto mówi?
- Carrie. 
Nastała chwila ciszy. Czułam jak wali mi serce. 
- Jesteś? - Przerwałam niezręczną ciszę.
- Tak, po prostu, co się stało? - W jego głosie nie było słychać negatywnych emocji, ulżyło mi.
- Jest taka sprawa... To się tyczy Rossa. Wiem, że się przyjaźnicie, ale potrzebuję twojej pomocy i byś stanął po mojej stronie. Choć raz.
Znów cisza.
- Nash proszę, spotkajmy się.
- Co?
- Proszę zaufaj mi, to jest ważne, po prostu pogadajmy i wtedy zdecydujesz.
- Gdzie i kiedy?
- Dzisiaj ci pasuje?
- Załóżmy, że tak. Nad stawem?
- Nie, wolę pójść tam, gdzie raczej nie spotkamy Rossa.
- To nie wiem, może Griffith Park?
- Okay. Pasuje ci za jakieś 30 minut?
- Tak. Będę czekać. - Odpowiedział.
Rozłączyłam się. To teraz muszę tylko wymyślić jak przekonać Nasha...

Po około 20 minutach byłam przy parku. Zatrzymałam samochód na parkingu i poszłam na spotkanie z Nashem. Chłopak czekał pod bramą. Podeszłam bliżej. 
- Hej. - Powiedziałam niepewnie.
- Cześć.
Zrobiło się niekomfortowo, postanowiłam, że przejdę do rzeczy.
- Potrzebuję twojej pomocy. Chodzi o Rossa.
- Nie jestem dobry w dawaniu miłosnych porad.
- Nie potrzebuję takowych. 
Brunet uniósł brwi i spojrzał na mnie pytająco.
- Więc tak... Ross zrobił coś... bardzo złego. - Nie wiedziałam jak mu to wyjaśnić, nie umiem nazywać rzeczy po imieniu. 
Nash się zaśmiał.
- Mogłaś się tego spodziewać. Ta rozmowa nie ma sensu.
- Nie, Nash! Proszę, tylko ty możesz mi pomóc, on wczoraj mnie... - Odetchnęłam. - No wiesz.
Nastała cisza. Czułam, że zaraz się rozpłaczę.
- Nash, proszę pomóż mi. Jesteś moją jedyną nadzieją, on musi za to zapłacić! - Powiedziałam łamiącym się głosem.
- Sorry Carrie, ale Ross to mój przyjaciel, a ty świetnie wiedziałaś, czego się po nim spodziewać.
Chłopak zaczął iść w stronę parkingu.
- Spójrz na to racjonalnie, błagam! Przecież on mnie wykorzystał!
Przystanął i obrócił się znów w moją stronę.
- Czemu miałbym pomóc?
- Bo jesteś moją ostatnią deską ratunku...
Prychnął.
- Nieprawda.
- Jesteś mi coś winien.
- Nie jestem ci nic winien i dobrze to wiesz.
Znów się obrócił i powoli oddalał.
- Bo jesteś moim bratem!
Przystanął i spojrzał na mnie. Po chwili stanął przede mną.
- Wiesz, że zawiązując ze mną pakt, możesz wdać się w niebezpieczeństwo?
- Nie dbam o to, po prostu muszę mu się odpłacić.
Brunet się uśmiechnął i wystawił do mnie rękę. Podałam mu swoją. Delikatnie nią wstrząsnął.
- Witam w rodzinie.

_______________________________

Ten rozdział dedykuję mojej najukochańszej i jedynej Ani. Nie wierzę, że to już pół roku razem byuadgvbiqhblsuibgfbh haha. KOCHAM CIĘ AW

Wracając do opowiadania. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, jeszcze trochę i koniec. Za błędy przepraszam, ale jestem zbyt leniwa by sprawdzać lmao Nie wiem, kiedy będzie nowy, może za tydzień, jeśli nie będzie za dużo nauki.
Papa x




7 komentarzy:

  1. O MÓJ BOŻE, PAULINAAA, JNSNJCKDOXJDJEIWOWO.
    Dziękuję bardzo, bardzo, baaardzooooo, nawet nie wiesz, jak głupio się teraz cieszę do tego telefonu, haha.
    Okay, więc na początek: czy ty celowo umieściłaś Rydellington w rozdziale dla mnie? Haha, kocham cię, kocham, kocham.
    Ugh, ale jeju, boję się co będzie z tego paktu Carrie i Nasha. Coś mi podpowiada, że nic fajnego. Mam nadzieję, że nie będziesz miała jakoś dużo nauki w tym tygodniu i uda ci się jakoś dodać następny rozdział. I wiesz, wciąż ubolewam nad tym, że chcesz kończyć bloga, jeju, czemu mi to robisz?
    Haha, w każdym razie rozdział cudowny (jak zwykle się powtarzam, ale cóż innego mogłabym tu napisać, skoro tak właśnie jest?) i jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Nie tylko za dedykację rozdziału, ale też za te piękne 6 miesięcy, idk, co bym bez ciebie zrobiła.
    // milkcoffiex aka twoja Ania x

    OdpowiedzUsuń
  2. zaczynam bać się o carrie, nie mogę się doczekać następnego bo chcę już wiedzieć co będzie działo się dalej, świetny rozdział :)
    weny życzę, @roomoskians xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział jak zawsze jestem trochę smutna że niedługo będzie koniec i już nie będziesz tego bloga dalej prowadziła ale i tak będę czytała twoje inne blogi :) oczywiście jak będziesz mnie informować :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Carrie co ty odwalasz?

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam już dawno ten rozdział, ale oczywiście zapomniałam skomentować, okay, chyba muszę wziąć jakieś leki na pamięć haha.
    Jak zawsze rozdział świetny, tak, wiem, powtarzam się, ale taki właśnie jest. Dobra, do rzeczy haha. Nie wiem co Carrie wyrabia, chociaż gdybym znalazła się w takiej samej sytuacji co ona, pewnie zrobiłabym tak samo. Mam tylko nadzieję, że ta zemsta nie jest jakoś potworna. No ale czuję, że będą kłopoty, chyba, że nie dość, że mam i pamięć słabą to i intuicję.
    Jak zawsze życzę też weny do pisania i czekam na dalsze rozdziały x
    @balwanekzpiasku

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny, ciekawa jestem tego jak Carrie odpłaci się Ross'owi, najlepiej jakby zabiła tego dupka. Ugh...nie cierpię go za to co jej zrobił. :/ Czekam na next :)
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Delly Lynch.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś, proszę skomentuj. To tylko chwilka, a tak motywuje (: