Czytać notkę pod rozdziałem!
Rozdział nie sprawdzany.
- POV Carrie -
Minął ostatni tydzień szkoły. Przez ten okres często
spotykałam się z Nashem. Nikt o tych spotkaniach nie wiedział. Poznaliśmy się
lepiej i w sumie jak się potem okazało, wcale nie jest aż tak zły, jak mogłoby
się wydawać na początku. I choć najpierw uważał, że po Rossie powinnam
spodziewać się najgorszego, wkurzył się, gdy powiedziałam mu dokładnie do czego
doszło ostatnio. Zdziwiło mnie jego zaangażowanie w całą sprawę i to, że tak
bardzo chciał mi pomóc, ale cieszyłam się też, że nie zostanę z tym wszystkim
sama. Mieliśmy plan. Bardzo dobry plan, a co najważniejsze, był on bardzo
bezpieczny. Żadnych planowanych bijatyk czy innych rzeczy. Jednak ostatecznie
nie wszystko poszło po naszej myśli…
Nash zatrzymał samochód. Moje serce waliło jak oszalałe.
Bałam się, że coś będzie nie tak. Że Nasha lub Rossa poniesie. Wzięłam głęboki
wdech.
- Gotowa? – Zerknął na mnie brunet.
- Tak. – Wymusiłam uśmiech.
Kiedy chciałam wysiadać, chłopak pochylił się do schowka
znajdującego się przede mną i wyciągnął z niego mały rewolwer. Wytrzeszczyłam
oczy.
- Nash?
- Spokojnie, to tylko na wszelki wypadek.
Zaniepokojona wyjrzałam przez okno. Kilka metrów dzieli nas
od zdarzenia, którego coraz bardziej się bałam. Miałam złe przeczucia.
Kiedy Nash wysiadł, zrobiłam to samo. Poprawiłam swoją białą
sukienkę sięgającą kolan, ponieważ trochę się wygniotła od siedzenia i ruszyłam
przed siebie. Teraz dzieła nas tylko wysoka, zielona ściana, a po drugiej
stronie Ross, który podstępem został tu sprowadzony.
Nash widząc mój strach, zaśmiał się.
- Masz pietra? Sama tego chciałaś, poza tym obiecałem, że
będzie bezpiecznie.
Miał rację.
- Dobra, idziemy. – Zadeklarowałam odgarniając dłonią
gałęzie.
Po chwili byliśmy po drugiej stronie. Odwróciłam się w
stronę stawu. Nash wtedy wystawił przede mną ramię, odcinając mi tym samym
drogę.
- Co do…
Uniosłam głowę. To co zobaczyłam przyprawiło mnie o
palpitacje serca. Kilka metrów od nas stał Ross, a przed nim, tyłem do mnie i
Nasha… Jake. Nie tak to miało wyglądać.
Już chciałam zawrócić, kiedy Nash mnie zatrzymał.
- Teraz albo nigdy Carrie.
- Co masz na myśli?
Nie odpowiedział. Zamiast tego złapał mnie za rękę i
zmierzał bliżej ojca i Rossa. A ja jak marionetka wlokłam się za nim. Wtedy
Jake odwrócił się i spojrzał w naszą stronę. Na jego twarzy umalował się wredny
uśmieszek. Zerknął na syna.
- Dobra robota Nash.
CO?!
- Nash? Nash, co się dzieje?
Brunet posłał mi tylko smutne spojrzenie.
W tym momencie czułam się zupełnie bezbronna. Byłam tu z
trójką mężczyzn, którzy od początku próbowali zrobić mi krzywdę, a gdy uśpili
moją czujność, mieli szansę raz na zawsze to wszystko zakończyć. Wtedy
przypomniała mi się Jennifer. Była dziewczyna Rossa. Wszystko odpowiadało…
Sceneria, ludzie… Wszystko!
Strach zaczął mnie dusić, nie mogłam nabrać powietrza. Robiłam
małe, niesforne kroczki w tył, licząc na szansę ucieczki, ale Jake ciągle się
przybliżał. Nash trzymał dłoń w wewnętrznej kieszeni kurtki, gdzie schował
broń. Na Rossa nie patrzyłam. Nawet wtedy próbowałam zachować swoją godność.
Nie chciałam mu pokazywać, że się boję, nie chciałam by widział, że znów
wygrał…
Jake stał tuż przede mną. W przypływie adrenaliny zaczęłam
okładać do dłońmi, lecz ten stłumił mój bunt jednym i porządnym szarpnięciem.
- Słońce, co ty żeś nawyrabiała? Nie widzisz, że to wszystko
twoja wina? – Mówił powoli i bardzo spokojnie. – Twoja matka nie żyje… Przez
ciebie, twój chłopak stracił do ciebie zaufanie, to również tylko twoja wina.
Ross i mój syn odwrócili się przeciw mnie – twoja wina… Wymieniać dalej?
Pokiwałam głową na boki. Wiedziałam do czego zmierza.
- Widzisz Carrie… Problem polega na tobie. Gdyby nie ty. To
wszystko by się nie wydarzyło, ale cóż… stało się. – Wtedy sięgnął do kieszeni,
skąd wyjął pistolet. – Od początku mi nie pasowałaś. Od czasu, gdy byłaś
jeszcze w łonie Charlotte, wiedziałem, że przez ciebie będą problemy. Czasu nie
cofnę, ale jestem w stanie uchronić przed tobą jeszcze kilka osób. Zatem, czemu
by nie? Lubię pomagać ludziom… - Przyłożył do mojej skroni pistolet, próbowałam
się uspokoić, ale nawet to już nie miało sensu.
Uniosłam wzrok i spojrzałam na Rossa, stał zaledwie kilka
metrów dalej. Z jego twarzy można było odczytać ból, litość… Mimo ostatniego zajścia poczułam tęsknotę.
Chciałam się jakoś pożegnać, ale nie mogłam. Jake coś do mnie mówił, ale nie
słuchałam. Jeśli to ma się skończyć, chcę, by było to jak najszybciej.
Spojrzałam mu w oczy.
- Strzel.
Był zmieszany.
- No dalej! Zrób to! – Krzyknęłam.
Zaśmiał się.
- Poczekaj chwilkę. Najpierw małe show.
- Co masz na myśli? – Spytałam z przerażeniem.
Ten się cofnął i powoli i spokojnie podszedł do Rossa.
Zdawać by się mogło, że chce z nim porozmawiać, ale nagle zerwał się i
przytrzymując dłonie blondyna za jego plecami, skierował pistolet w tył jego
głowy.
- NIE! – Krzyknęłam.
- Nie? – Zaśmiał się Jake.
- Jesteś łajdakiem, wiesz?! Zabijesz go i co ci to da?
Chciałeś mnie, więc proszę… Jestem.
Jake się szyderczo uśmiechnął i odepchnął Rossa. Blondyn
podszedł bliżej mnie. Jake stał jakieś 6 metrów od nas. Wystawiła dłoń z bronią
przytrzymując palec na spuście. Łudziłam się, ze jednak tego nie zrobi, ale
jednak…
Nagle wszystko zaczęło dzień się zabójczo szybko. Usłyszałam
głośny strzał i w tej samej chwili ktoś krzyknął moje imię. Upadłam na ziemię
pod ciężarem czyjegoś ciała, uderzając głową o twardą ziemię. Dosłownie chwilkę
po tym padł drugi strzał. Skuliłam się w kłębek, czując za sobą ciepło czyjegoś
ciała i czyjeś ramię trzymające mnie w pasie. Byłam sparaliżowana. Po prostu
leżałam i nasłuchiwałam. Zapanował błogi spokój. Wiatr szeleścił liśćmi, a woda
delikatnie chlupała o brzeg. Po kilku minutach, bez przemyślenia, podniosłam
się z ziemi. Usłyszałam za sobą stłumiony głos, szepczący moje imię, ale zignorowałam
to, gdy zobaczyłam przy pomoście klęczącą sylwetkę. Podeszłam bliżej. Twedy z
postaci rozpoznałam Nasha. Jego twarz była schowana w dłoniach, a przed nim, w
czerwonej kałuży leżał Jake. Uklękłam obok bruneta. Nie rozumiałam co się
dzieje, byłam oszołomiona, straciłam świadomość… Miałam ochotę tylko płakać.
- N-Nash… Czy… - Nie skończyłam.
Chłopak spojrzał na mnie przeszklonymi oczami i mi przerwał.
- Carrie, ja… ja go zabiłem! Zabiłem własnego ojca! – Trząsł
się i ledwo mógł wymówić słowa. Też zaczęłam płakać.
- Uratowałeś mnie. Nash, zrobiłeś dobrze, to było konieczne.
Jest dobrze, słyszysz?!
Objęłam bruneta, a on odwzajemnił uścisk.
- Carrie, tak bardzo przepraszam, ja nie wiedziałem, że to…
- Cii! Nie mówmy o tym, już jest dobrze. Udało się, jest
dobrze!
Chłopak przytulił mnie jeszcze mocniej. Jeszcze chwilę tak
klęczeliśmy, kiedy brunet się odsunął i spojrzał mi w oczy.
- Ross.
Zamarłam. Nash wstał i pociągnął mnie za sobą w stronę
leżącego na trawie blondyna. Był blady, a po jego białej koszulce spływała
krew. Wybuchłam jeszcze głośniejszym płaczem i skuliłam się przy nim, dotykając
opuszkami palców jego sinych ust. Nash stał bez żadnych emocji na twarzy i
patrzył na przyjaciela. Pochyliłam się nad chłopakiem. Trzęsłam się i czułam
okropny ucisk w klatce. Drżącymi dłońmi uniosłam tors Rossa i oparłam go sobie
na udach. Ręką odgarnęłam kosmyk włosów z jego twarzy i przez chwilę mu się
przyglądałam. Liczyłam, że otworzy oczy lub da inny znak życia, ale tak nie
było. Wspomnienia nagle same zaczęły zalewać moją głowę. Coś zrozumiałam. Nie
mogę bez niego żyć!
- Jak to możliwe, że nadal go kochasz? - Usłyszałam szept
Nasha.
Pokiwałam głową na boki, próbując powstrzymać łzy.
- Nie wiem Nash. Po prostu nie wiem.
Znów nastał cisza. Chwilę jeszcze obserwowałam blondyna, gdy
nagle zaczęłam panikować.
- NIE, NIE, NIE! ON NIE UMARŁ, NASH ON NIE MOŻE!
- Carrie, spokojnie.
Brunet położył dłoń na moim ramieniu. Zaczęłam się szarpać.
- NIE BĘDĘ SPOKOJNA! DZWOŃ NA POGOTOWIE, SŁYSZYSZ?!
- No a policja?
- DO DIABŁA Z POLICJA DO JASNEJ CHOLERY! NIE MOGĘ GO
STRACIĆ! – Zaczęłam się kołysać, gładząc czoło i policzek Rossa. – Nie mogę,
nie mogę, nie mogę…
_____________________________
Więc zrobiło się trochę dramatycznie, musicie mi wybaczyć, ale kocham po prostu takie rzeczy haha. Nie wiem jak dalej się to potoczy, ale liczę, że po Waszych komentarzach coś mnie zainspiruje, więc proszę skomentujcie.
Niedługo koniec STK i już dałam notkę o nowym ff i będzie to raczej opowiadanie z Rossem, poza tym troszkę zmieniłam fabułę i mam nadzieję, że Was zainteresuje.
Wiem, że już nieraz poruszałam sprawę komentowania moich rozdziałów, ale widzę, że tym razem już na maksa sobie to olaliście i dlatego nie daję rozdziałów regularnie. Nie czuję się zobowiązana, więc jeśli chcecie się dowiedzieć, jak skończy się to ff, to proszę, komentujcie, a na pewno doprowadzę je do końca.
PLUSSSSSS NIEDŁUGO MINIE RÓWNO ROK OD CZASU POWSTANIA POMYSŁU NA STK, WIĘC ZŁÓŻMY ŻYCZENIA NIE WIEM KOMU LMAO
A tak serio, to do zobaczenia wkrótce. Jeśli będzie minimum 20 KOMENTARZY, nowy rozdział będzie szybko. Coś za coś, right?
Kocham Was, Carrie xoxo
Super :) czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuń..................................................................................................................................
OdpowiedzUsuńJAK MOGŁAŚ?
NO J A K?
O MÓJ BOŻE.
okay.
nie wiem co powiedzieć, haha, ale chyba możesz sobie wyobrazić moją reakcję, w końcu wysłuchiwałaś jej już kiedyś przez telefon.
jestem w szoku, co, jak mogłaś strzelić w Rossa, znaczy nie ty, ale ty do tego doprowadziłaś, jak mogłaś??? hahaa, mimo to, rozdział jest taki jdnckdjckoekkospw i omg, no nie wiem, jestem zbyt podekscytowana, żeby skleić coś sensownego.
i mam nadzieję, że 20 komentarzy pojawi się w miarę szybko (czyt. błyskawicznie), bo chcę już przeczytać następny.
ILY // ANIA
Nie nie nie nie nieeeeee !!!!!!! ;(
OdpowiedzUsuńFaktycznie zrobilo sie dramatycznie xd jak moglas zrobic to Rossowi? Chociaz, w sumie mu sie nalezalo za to co zrobil Carrie no ale nie az tak! :D szok totalny i juz sie zastanawiam co wymyslilas w nastepnym rozdziale. Czeeekam .. ! @Kasiaa_R5
OdpowiedzUsuńRoss :O mam nadzieje że mu nic nie będzie świetny rozdział jak zawsze z resztą z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPS: Życzę duuuzio wenki :D pozdrawiam
CO?? JAK?? Mam łzy w oczach. Jak moglas???
OdpowiedzUsuń