- POV Carrie -
-Carrie, Carrie!
Powoli otworzyłam oczy. Ostra biel pomieszczenia zmusiła mnie do natychmiastowego zamknięcia ich. Chciałam się podnieść, ale coś krępowało moje ruchy. Odchyliłam głowę w prawo i uniosłam powieki. Zauważyłam Emmę siedzącą obok.
- W nocy zadzwonili do mnie lekarze i wytłumaczyli, że musiałaś mieć coś w rodzaju ataku paniki. Nie wiem jeszcze, co się dokładnie wydarzyło, ale zemdlałaś i dlatego tu jesteś. - Wyjaśniła.
- Ale... Ja nic nie pamię...
Wtedy do pokoju weszła pielęgniarka.
- Dzień dobry. Przyszłam sprawdzić jak się czujesz. Być może
jeszcze po południu będziemy mogli cię wypuścić.
Zmarszczyłam brwi. O co chodzi?
Ciocia podeszłą bliżej pielęgniarki.
- Jak się ma Ross?
- Bez zmian. Ale mamy dobre przypuszczenia.
- Ja nie rozumiem. – Spojrzałam na kobiety. – Co się dzieje?
Co z Rossem?
Pielęgniarka się zaśmiała.
- W nocy, gdy się obudził, poszłaś z nim porozmawiać. Później,
z tego co mówił, zasnęłaś tam i musiało ci się coś chyba przyśnić, bo dostałaś bardzo
mocnego ataku paniki. Ross się bardzo przejął, ale nic mu nie jest.
Sen… Czyli to był sen?
- Ross żyje?
- A czemu miałby nie? – Uśmiechnęła się do mnie kobieta.
- Uh… Ja… Po prostu… Już nic.
Zarówno ciocia jak i pielęgniarka się zaśmiały.
Nie rozumiałam. Zupełnie straciłam świadomość tego, co się
dzieje. Nie wiedziałam już, co jest prawdą, a co tylko snem. Najkoszmarniejszym
snem, jaki mógł mi się przyśnić.
- No dobrze. Dość rozmów. Przyszłam cię trochę pokuć. –
Wyjaśniła kobieta tak, jakby mówiła o jakimś super przyjemnym zajęciu.
Około 11 przyszedł do mnie Nash. Podniosłam się do pozycji
siedzącej, gdy go zobaczyłam i posłałam mu ciepły uśmiech. Ten jednak nie
wyglądał na pocieszonego. Usiadł na łóżku obok mnie.
- Potrzebuję z kimś pogadać. – Ta prośba w jego ustach brzmiała
wręcz jak błaganie. Jak błaganie o jakieś dobro, którego nigdy nie miał prawa
doświadczyć. Zrobiło mi się go jeszcze bardziej żal. Ujęłam jego dłoń i
spojrzałam mu w oczy dając znać, że jestem w stanie spełnić jego potrzebę. –
Carrie, ja… ja żałuję. Żałuję wszystkiego, co zrobiłem źle. Żałuję, że byłem
dla ciebie taki, a ty mimo wszystko teraz masz nade mną litość. Żałuję, że
próbowałem cię wkopać, żałuję tego, że nigdy nie stanąłem po stronie dobra, że
nie obroniłem cię przed ojcem. Gdyby nie ja, byłoby inaczej i…
- Nie Nash! To nie twoja wina. Byłeś tak wychowany, byłeś wykorzystany.
Nie miałeś na to wpływu.
- Ale gdyby…
- Nash! Za późno! Za późno, by myśleć, co by było gdyby!
Liczy się teraz i liczy się jutro. Teraz wszystko będzie inaczej.
Zamilkł na kilka chwil, by zaraz znów zabrać głos.
- Podziwiam cię Carrie. Zawsze jesteś miła, zawsze
wybaczasz. Mimo wszystko, pozostałaś silna, ciągle myślisz pozytywnie, jesteś
taka uśmiechnięta. Jak? Straciłaś przecież wszystko…
Uśmiechnęłam się i pogładziłam bruneta po włosach.
- Ale nie zostałam z niczym. Życie mi się odpłaciło. Wiesz Nash?
Bardzo dużo się nauczyłam przez ten okres. A ta nauka wymagała poświęceń. To
było… - zaśmiałam się cicho – niebezpieczne. Wszystkiego nauczyłam się przez
Rossa. Będąc z nim zaczęłam rozumieć ludzi, po jego odejściu nauczyłam się, co
znaczy tęsknić, nauczyłam się, co tak naprawdę znaczy miłość. Teraz wiem, że to
jego kocham. I kocham go tak mocno, że mam świadomość tego, że gdybym go straciła,
to dopiero wtedy straciłabym to wszystko, o czym mówisz.
- A gwałt?
- Wiem, że to totalnie głupie i nieroztropne, ale ja jestem
w stanie wybaczyć mu także i to. Po prostu wiem, że ode mnie zależy, to jak
potoczy się to wszystko, a ja nie chcę być nieszczęśliwa z powodu innego
wyboru. Nie chcę by on poszedł w ślady Jake’a. Nash, ja mu pomogę. – Uścisnęłam
dłoń bruneta. – Tobie też.
Chłopak się uśmiechnął.
- Kocham cię Carrie. Nie mógłbym mieć lepszej siostry.
Przytuliliśmy się. Po chwili kontynuowałam rozmowę.
- Jak było na komisariacie?
- Chyba dobrze. Policja stwierdziła, że działałem
przymusowo. Skupili się tylko na śmierci Jake’a i jak to stwierdzili,
uratowałem więcej żyć niż się spodziewam, w chwili gdy go... zabiłem. –
Westchnął. Nadal go to bardzo bolało.
- Mają rację. – Uśmiechnęłam się krzepiąco.
- Ale i tak będzie sąd i te sprawy. Ale twój wujek załatwił mi
adwokata.
- A co z Rossem?
- Jest w tej samej sytuacji co ja. Z tym, że on nikogo nie zabił. Jedynie ten gwałt i…
- Jest w tej samej sytuacji co ja. Z tym, że on nikogo nie zabił. Jedynie ten gwałt i…
- Chwila! – Brunet spojrzał na mnie zbity z tropu. –
Powiedział im?
- Nie wiem. Policja przywiozła mnie do szpitala i poszli go
przesłuchać. Wiem, że musieli czekać, bo badali Rossa, ale może już są u niego. A jak z nim gadałem, to on stwierdził, że powie wszystko o tym, co zrobił. O tym
też.
- Cholera, nie!
Dużo nie myśląc zerwałam się z łóżka chwyciłam metalowy
stojak na kółkach, na którym była przywieszona kroplówka. Wybiegłam z pokoju
rozglądając się po korytarzu i próbując dowiedzieć się gdzie jestem. Zobaczyłam
windę, która wskazywała, że znajduję się na drugim piętrze. Ross leży na czwartym. Wbiegłam
po schodach na górę chcąc oszczędzić czasu na jeździe windą i gdy już znalazłam
się na właściwym piętrze, zaczęłam szukać na wyczucie jego pokoju. W końcu ujrzałam w oddali
jednego komisarza stojącego przy drzwiach. Podbiegłam do niego. Mężczyzna
zagrodził mi wejście swoim ciałem.
- Proszę ja muszę tam wejść!
- Trwa przesłuchanie, przykro mi.
- Mam to gdzieś. Potrzebuję się z nim zobaczyć! Też mam coś
do powiedzenia w tej sprawie!
- Później do pani przyjedziemy, jeśli będzie potrzeba.
- Ja chcę teraz!
Przepchnęłam się do środka. Tam, na krześle obok łóżka, na
którym leżał Ross, siedziała kobieta w mundurze. Podniosła się, gdy mnie
zobaczyła.
- A to co?
Zza mnie wyłonił się pierwszy policjant.
- Próbowałem ją zatrzymać, ale… - Facet złapał mnie za ramię
chcąc mnie wyprowadzić.
- Jestem Carrie Benson.
Kobieta spojrzała na mnie.
- Zostań. – Zerknęła na Rossa. – To ona?
Blondyn przytaknął ze smutkiem w oczach. O nie, czyli już
powiedział. Podeszłam do łóżka.
- Co ty im mówiłeś?
- Prawdę.
- A dokładniej?
- Wszystko! Całą prawdę! Chciałaś odejść a ja ci przeszkadzałem.
Teraz będziesz miała spokój.
- Ross, odbiło ci?
- Nie. Po prostu potwierdź im to, co się stało. Czemu to
ukrywasz? Czemu ukrywasz przestępstwo?
Postanowiłam udawać i go uniewinnić.
- Jakie przestępstwo?
Policjantka zabrała głos.
- Gwałt. Ross zeznał, że cię wykorzystał.
Wymusiłam śmiech.
- Słucham?
Wszyscy spojrzeli na mnie jak na idiotkę. Zwłaszcza Ross,
który kompletnie stracił rozeznanie w tej sytuacji.
- O co tu chodzi? – Kontynuowała kobieta.
- Chodzi o to, że… - udawałam zawstydzenie – ja… ja to
sprowokowałam.
- Chyba nie rozumiem.
- To taki jakby… fetysz. –Teraz naprawdę się wstydziłam
tego, co pomyślą o mnie zgromadzeni. Ale grunt, że ja znałam prawdę. – Ja po
prostu chciałam zrobić to z Rossem właśnie w ten sposób.
Nastała cisza. Po chwili usłyszałam cichy śmiech kobiety,
która zamknęła notes i podeszła w moją stronę.
- Chyba musicie sobie coś wyjaśnić. Do widzenia.
- Do widzenia. – Odpowiedziałam równocześnie z Rossem.
Policjant uchylił czapkę posyłając nam sprośny uśmieszek i
wyszedł.
Ross zaczął się śmiać.
- Powiedz, że żartowałaś, błagam.
Odwróciłam się w jego stronę.
- Czemu miałabym?
- Ty po prostu… To do ciebie nie podobne. Chcesz wiedzieć,
co o tym myślę?
Zaśmiałam się.
- Oszczędź mi lepiej. Skłamałam panie Lynch.
- Po co? Tylko ci przeszkadzam, prawda? Mogłabyś ułożyć
sobie życie z Cameronem i być szczęśliwa.
- Jesteś idiotą, czy tylko udajesz? Pytasz mnie, czemu
ratuję ci tyłek? Naprawdę? Nie wiesz czemu to robię? Myślisz, że zachowałabym
się tak, gdyby nie fakt, że cię potrzebuję?
- Ciekawe do czego.- Odpowiedział
ze zrezygnowaniem .
- Ross, co jest z tobą nie tak?!
- To ty jesteś jakaś niestała w
uczuciach! Jutro znów zmienisz zdanie! Jak zawsze z resztą…
Moje oczy wypełniły się łzami z irytacji
i słabości, które nagle wzięły nade mną górę.
- Ross! Ja cię kocham! Zawsze
kochałam! Gdy cię nie było przy mnie, gdy zrobiłeś mi krzywdę, gdy mnie
zostawiłeś! Zawsze cię kochałam, nigdy nie przestałam!
Uniósł brwi z zaskoczenia, ale
nic nie powiedział. Stałam przed nim jeszcze bardziej słaba.
- Czy to nic dla ciebie nie
znaczy?! Czy ja nic nie znaczę?! Ross, ja cię potrzebuję, nie dam rady bez
ciebie! I wybaczam ci! Wybaczam ci, słyszysz?!
Zaczęłam płakać i łkać. Chłopak
resztką sił podniósł się łóżka i złapał mnie za rękę. Widać było, że sprawia mu
to wiele trudu, ale objął mnie swoimi mocnymi ramionami. Spojrzałam mu w oczy. Widziałam
w nich ból. Chłopak pochylił głowę, by również móc spojrzeć w moje. Zapadła
cisza. Ale mimo tego, miałam wrażenie, jakbyśmy prowadzili dialog. Jakby nasze
spojrzenia wymieniały się historiami, przeżyciami, bólem, żalem i smutkiem,
które tkwiły w nas całe życie, i z których nie mogliśmy się nikomu wyspowiadać.
Rozumieliśmy się bez słów. I wtedy po raz pierwszy od ponad pół roku naprawdę
wiedziałam, czego pragnę. I wiedziałam, że on czuje dokładnie to samo.
Blondyn przybliżył swoją twarz do
mojej. Nie musiał długo czekać na odpowiedź i nasze usta delikatnie przywarły
do siebie. Ten pocałunek był cudowny. Magiczny. Nigdy nie całował mnie z taką
pasją, z takim uczuciem. Przybliżył moje ciało do swojego, a jego dłonie
owinęły się wokół mnie mocniej, ale mimo to, czułam się, jakbym była otulona skrzydłami
anioła. Nigdy wcześniej się tak nie czułam. Nigdy nie traktował mnie tak, jakby
się bał, że stanie mi się krzywda, jakby się bał, że mnie straci. Odchyliłam głowę
do tyłu.
- Czyli to jesteś prawdziwy ty. –
Wyszeptałam.
Blondyn potwierdził mi składając
na moich ustach pocałunek.
- I teraz jesteś tylko mój?
Ross odgarnął kosmyk włosów z
mojej twarzy za ucho. Uśmiechnął się nie uciekając oczyma od mojego spojrzenia.
- Tylko twój.
Uśmiechnęłam się szczerze, po
czym oplotłam dłonie na jego szyi. I choć wąsy tlenowe na twarzy Rossa lekko
przeszkadzały, nie przestawałam go całować. Teraz wiedziałam na pewno. Kocham Rossa
i dokonałam właściwego wyboru.
______________________
OMG MOJE FEELS BSXUIAGFDSYKLVFRK
Okay, po protu długo czekałam na ten rozdział i jestem cholernie dumna z tego, co udało mi się wyskrobać. Powiadamiam Was, że niedługo również zacznę publikować rozdziały na nowym ff, więc jeśli będziecie chcieli link do prologu to dopiszcie o tym w komentarzu i dajcie na siebie jakieś namiary, najlepiej twitter albo mail.
I w sumie to chyba tyle, przepraszam, że znowu musieliście czekać tyle, ale ja po prostu nie chcę odwalać tu lipy i daję tylko to co w moim poważaniu jest już naprawdę dobre. Może w ten sposób osoby, które przestały to czytać będą chciały wrócić...
To tyle póki co. Do następnego x
Carrie xoxo